Cześć Wszystkim! Hi Everyone!
Nie przedłużając zapraszam do lektury.
1. Ziaja Intima Płyn do Higieny Intymnej Kora Dębu 500 ml. Świetny płyn, bardzo wydajny, nie spowodował u mnie podrażnienia ani uczulenia. Zapach też mi nie przeszkadzał. Nic dodać nic ująć.
2.Schwarzkopf Shauma Szampon Odbudowa i Pielęgnacja 400 ml. Używałam ze względu na moje połamane i przesuszone końce oraz ze względu na zapach kokosowy. Niestety ten zapach w cale urzekający nie jest. Działanie szamponu takie sobie. Może jeśli nie miałabym przetłuszczających się włosów tylko całe suche to by się sprawdził. Wiem ,że do niego nie wrócę.
3. 2 x Bath&body Works Mydlo do rąk w Piance Eucalyptus Mint oraz Paris Amour 2 x 259 ml. Mega wydajne pianki, które na co dzień są używane przez 3 osoby codziennie i raz na jakiś czas 4. Nie wiem, który zapach jest lepszy, na pewno jak będę miała okazje to kupie je ponownie. ręce pachną o ich użyciu jeszcze długo po wysuszeniu.
4. La Roche Posay Woda Termalna 300 ml. Nie zużyłam tego kolosa do końca, ale używany przez 1 osobę nie mógł się szybko skończyć. Ta woda jak i inne tego typu mają szeroki wachlarz zastosowań. Ja odświeżałam nim twarz po maseczkach oczyszczających i peelingach oraz psikałam na podrażnienia. Sprawdza się także jako odświeżacz chłodzący do skóry latem :).
5. Gliss Kur Ekspresowa Maseczka Regeneracyjna 200 ml. Nie zauważyłam jakiegoś dobrego działania na moje włosy, ale za to poczułam zapach, który drażnił mnie za każdym razem jak jej używałam. Nie do zniesienia.
6.Yves Rocher Hamamelis żel pod prysznic 300 ml. Bardzo wydajny, jak wszystkie żele od tej firmy. Ładnie pachnie choć nie wiem tak dokładnie czym. Nie podrażnia skóry.
7. The Body Shop żel pod prysznic Papaya 250 ml. Wydajność level expert. Przecudowny zapach, choć nie omieszkam wspomnieć, że podczas szału zakupów myślałam, że na zdjęciu na etykiecie jest gruszka... xD
8. Gliss Kur liquid Silk Szampon do matowych i łamliwych włosów 400 ml. Moje cudo! Szampon w promocjach w drogeriach kosztuje kilka złotych, ma piękny jakby migdałowy zapach i oszałamiająco wygląd jak wylejemy go na dłoń. Wygląda jak perłowo różowych płyn. Wiem, to nie jest najważniejsze w szamponie, ale mi się podoba i u mnie ma za to Jest bardzo wydajny, moje włosy są po nim lśniące i gładkie.
9. Rocher 2x Jedwabista odżywka z wyciągiem z Owsa 2 x 150 ml. Hit hitów, ulubieniec wszech czasów i co chcecie jeszcze dodać to dodajcie. Najlepsza odżywka wygładzająca włosy.
10. Ziaja Med Kuracja Ultranawilżająca Mocznik 3% 50 ml. Ta emulsja do twarzy dzień/noc była bardzo dobrym zakupem. Używana późną jesienią oraz zimą, idealnie nadawała się pod makijaż do cery tłustej. Ja używałam ja tylko na dzień, bo na noc wole bardziej treściwsze kremy.
11. Yves Rocher Odżywczy krem do rąk Miód i Muesli Bio 50 ml. Bardzo kiepski krem, wydawać by się mogło, że miód to będzie bardzo odżywczy ten krem. Jednak ja miałam spore problemy żeby ten krem się wchłonął. Nie robił nic dobrego moim dłoniom.
12. Avon Woda Perfumowana Amour 30 ml. Przepiękny lekki i świeży kwiatowy zapach. Swojego czasu wiele zapachów mnie drażniło, i mogłam używać tylko tej wody. Na pewno jak trochę perfum wykończę to kupię sobie nowe opakowanie.
13. Essie Good To Go Top Coat 5 ml.- najlepszy lakier nawierzchniowy jaki może być. Nie zliczę ile już osób pytało mnie czy mam żelowe paznokcie. Taki efekt ten top coat daje. Wyrównuje powierzchnie i daje piękny efekt tafli wody, bez brokatu czy innych drobinek.
14. Essie First Base 5 ml. Tak samo jak powyżej najlepsza baza jaka miałam. Sprawia, że lakier dłużej się trzyma na paznokciach. Testowałam z i bez i wiem co mówię. Paznokcie mam pięknie pomalowane u stóp nawet 2 tygodnie a u rąk nawet tydzień. system zawsze taki sam baza+1 warstwa lakieru+ 2 warstwa lakieru + top coat.
15. 24-godzinne serum Nawilżające i Kojące Creme Fraiche 30 ml. Jak dla mnie to on pobił w działaniu serum z Dermedic. Już w piątek znów jest akcja 25% Nuxe w Dr Max więc chyba się skuszę na niego jeszcze raz.
16. Dermedic Hydrain 3 Hialuro krem pod oczy 15 ml. Bardzo fajny krem pod oczy, wygodna tubka, bardzo szybko się wchłania. Po jego użyciu korektor Pro Longwear nie wysusza skóry.
Wiem, że to sporo produktów ale pokończyły mi się one w ciągu 4 miesięcy więc podzielić 16 n 4 to nie tak źle :D
Łączna liczba wyświetleń
środa, 13 lipca 2016
Projekt Denko: Marzec, Kwiecień, Maj i Czerwiec
Etykiety:
bath&body works,
dermedic,
essie,
gliss kur,
nuxe,
projekt denko,
the body shop,
yves rocher,
ziaja
niedziela, 10 lipca 2016
MAC- moja kolekcja: szminki/ MAC- My Collection- lipsticks
Cześć Wszystkim! Hi Everyone!
Uwielbiam szminki z MACa, a ten post chyba jest tego potwierdzeniem. Wszystkie tutaj przedstawione szminki zostały zakupione na przestrzeni 18 miesięcy. Nie mam takiego wykończenia, którego bym nie lubiła. Wszelkie narzekania na lustre lub matte do mnie nie dochodzą :D
kolejność według daty zakupu:
1. Lip-Blossum (lustre)- na początku byłam z niej bardzo niezadowolona. Nie widząc nigdy stacjonarnie żadnej rzeczy z tej firmy i będąc kompletnie zieloną, zamówiłam ze strony Douglasa tę szminkę z 30% zniżką- to była ta promocja na początku roku. Ma piękny złoty blask a sama jest jakby koralowo/malinowa ciężko określić. Teraz jestem do niej przekonana, bo idealnie pasuje do zerowego makijażu na twarzy :D
2. Creme Cup (cremesheen)- Jasny róż, wcześniej myślałam, że idealny na zimę, ale zauważyłam, że sięgam po niego nawet teraz. Jest to też najbardziej zużyta przeze mnie szminka. Jej dni do odłożenia do akcji B2M są już policzone :D
3. Faux (satin)- tutaj jest taki mały problemik, każdy opisuje ten kolor inaczej... Dla mnie jest to brąz wymieszany z różanym kolorem. Jest to też dość znacznie zużyta prze zemnie szminka. Fajna na zimę, ale jak dla mnie nie na lato.
4. Speed Dial (cremesheen)- prezent od brata. Super róż, który mieści się gdzieś pomiędzy neonem a zgaszonym różem. Bardzo go lubię. Świetnie wygląda przy bladej cerze i zielonych oczach :)
5. Plink! (lustre)- rok temu we wrześniu mając wątpliwą przyjemność z bycia w sklepie MAC, próbowałam na ręku miliard kolorów szminek i stwierdziłam, że mój narzeczony podejmie decyzję. On lubi najlepiej jak nie mam nic na ustach albo coś neutralnego i dlatego wybrał Plink! Jest to idealny kolor+wykończenie kiedy nie mamy pojęcia co pasuje do naszego makijażu lub nie chcemy czegoś mego wyraźnego.
6. Amorous (satin)- to taka moja mała nagroda za egzamin magisterski :D Chciałam postawić na jagodowe usta, ale wiecie nie prawie czarne, bo jednak chciałam w takich ustach wyjść do ludzi hehe. Nawet co jest niesamowicie dziwne, spodobał mi się ten efekt tak bardzo, że chyba inni też to widzieli i dostawałam sporo komplementów.
7. Plumful (lustre)- to jest idealna opcja dla tych, którzy chcieliby poeksperymentować z jagodowymi odcieniami, ale się troszkę obawiają kub chcą stopniowo przyzwyczaić do koloru. Nie jest to opcja bardzo kryjąca więc można fajnie stopniować efekt. Bardzo lubię tę pomadkę.
8. Peach Blossom (cremesheen)- cudowny brzoskwiniowo-różowy kolor, dobry jako nudziak na lato. Ten kolor jak i Plumful kupiłam na Douglas z 30% zniżką, tą która była w tym roku w styczniu bodajże.
9. Pink Plaid (matte)- piękny zgaszony róż, bardzo trwałe wykończenie. Jakoś ostatnio rzadko po nią sięgałam i muszę to zmienić. Nie bardzo pasuje do brązowych makijaży, ale na pewno coś wymyślę.
10. Sweetie (lustre)- To jest taki kolor jak się nazywa :D Jest na prawdę słodki i pięknie się mieni na ustach. Nie wiem czy kupię ją ponownie mając Syrup i Sweetie.
11. My Inner Femme (amplified)- zakochałam się w ciepłej czerwieni, która jest w palecie Mac Sophisticated i nazywa się True Red (amplified), ale chciałam mieć też coś bardziej mobilnego i w ten sposób po przeszukaniu całego internetu i swatchy skusiłam się na te pomadkę, a raczej dostałam ja na prezent od brata :D
12. Steady Going (retro matte)- bardzo trwałe wykończenie i bardziej żywy kolor w porównaniu z Pink Plaid. Wygląda trochę jak kolor ust barbie, ale to też zależy z czym ją się połączy i jak będzie wyglądała reszta makijażu
13. Flat Out Fabulous (retro matte)- pochodzi z zestawu Look in a Box Sultry Diva i na początku chciałam ja posłać w świat jednak coś mnie tknęło i nałożyłam ją na usta i czym dłużej przyglądałam się swojemu odbiciu to tym bardziej się do niej przekonywałam. Jest to bardzo wyrazisty kolor i pasuje do lekkiego makijażu oka. Dzięki formule utrzymuje się cały dzień.
14. Flamingo (lustre)- Jak dla mnie to idealny kolor na lato, przezroczysty koralowy ocień raczej w kierunku różowego niż pomarańczu. Wyglądam w nim dobrze i tak też się czułam od 1 razu kiedy ją nałożyłam :)
15. Mehr (matte)- to jest dopiero zagadka. Na praktycznie wszystkich zdjęciach w internecie wyglądała jak kolor "mauve" jak to często słyszę na amerykańskich i brytyjskich kanałach na Youtube, czyli fiołkowy. Na żywo wygląda zupełnie inaczej. Trzeba uważać na swatche w necie... Mimo tego bardzo lubię ten kolor w tym wykończeniu, ale nie będę się nawet silić na opis koloru bo na prawdę nie wiem. Mając ją na ustach czuje się trochę jak kobiety z dawnych czasów ze zdjęć retro :)
16. Velvet Teddy (matte)- to jest petarda. Byłam po prostu bardzo ciekawa tego koloru i tego jak będzie wyglądał na moich ustach, bo przecież taki jest nadal szał na ten kolor. To jest przepiękny kolor, nie żałuję zakupu, obecnie jedna z moich faworytek. Jest bardzo delikatny, jasny brąz pasujący to wielu makijaży do tego ta miła konsystencja. Matowe wykończenie nie wysusza ust.
17. Syrup (lustre)- bardzo długo chciałam ją kupić i wiem, że z kilka lat temu bardzo dużo blogerek i youtuberek ją polecało. Super przezroczyste wykończenie i fioletowo-różowy odcień. Super kolor na dzień.
18. Coral Bliss (cremesheen)- Jest to jedna z tych szminek z których nie jestem zadowolona. O wiele ładniejszy odcień to Flamingo. Ten nie wiem jak to powiedzieć, po postu brzydko wygląda na ustach wpada w inny odcień niż myślałam. Kupiłam poprzez allegro więc ciężko było mi obejrzeć na żywo ten kolor. Na pewno się jej pozbędę.
19. Twig (satin)- niby ma to być zamiennik o innym wykończeniu szminki Mehr, jednak zdecydowania wolę tą drugą szminkę. Nie podoba mi się ten odcień, który na prawdę nie wiem jak opisać. Może przez to, że Mehr jest matowa wygląda lepiej? Sama nie wiem, jednak tej szminki pozbędę się na 100%.
20. Arrowhead (matte/limited)- jak to ktoś zgrabnie powiedział, ta szminka daje efekt korektora do ust :D Tak zgadzam się , że nałożona sama wygląda źle, jeśli jesteście bladymi osobami. Jednak ja kupiłam ją w celu rozjaśniania pomadek lub jako bazę pod inne pomadki. Pochodzi ona z kolekcji Vibe Tribe.
21. Tropic Tonic (matte)- spodziewałam się czegoś innego po swatchach w internecie, ale jak zwykle ludzie poprawiają zdjęcia przed wrzuceniem ich do internetu a potem komuś wydaje się kolor danej szminki zupełnie inny w realu od tego co widział online. Myślałam że będzie to typowy koral jednak jest to ciepły odcień czerwieni, taki trochę pomidorowy zmieszany z koralem,o ile to ma jakiś sens. Ku mojemu zdziwieniu teraz w lipcu i pod koniec czerwca często miałam ja na ustach.
22. Pure Zen (cremesheen)-Bardzo jasny kolor beżowy, ale pięknie wyglądający na ustach. Jest to idealna opcja do mocniejszych oczu czy smoky eye.
23. Whirl (matte/limited)- Oh My God... Nigdy bym nie pomyślała, że mogę tak dobrze wyglądać w ciemniejszym brązie niż karmel. Żałuję, że tak późno kupiłam ten odcień. Dodatkowym plusem jest opakowanie z limitowanej kolekcji. Moja szminka pochodzi z kolekcji Brooke Candy i dlatego ma inne opakowanie, ale sam kolor jest dostępny w permanentnej kolekcji.
24. Cybernaut (mineralize/limited)- to jest moja pierwsza szminka z tej serii i jestem pozytywnie nią zaskoczona. Jest miękka jak masełko i wygląda ślicznie na ustach. Pochodzi ona z limitowanej kolekcji Future. Jest to dobry kolor jako nude.
Jutro dodam więcej zdjęć szminek na ustach :)
Uwielbiam szminki z MACa, a ten post chyba jest tego potwierdzeniem. Wszystkie tutaj przedstawione szminki zostały zakupione na przestrzeni 18 miesięcy. Nie mam takiego wykończenia, którego bym nie lubiła. Wszelkie narzekania na lustre lub matte do mnie nie dochodzą :D
kolejność według daty zakupu:
1. Lip-Blossum (lustre)- na początku byłam z niej bardzo niezadowolona. Nie widząc nigdy stacjonarnie żadnej rzeczy z tej firmy i będąc kompletnie zieloną, zamówiłam ze strony Douglasa tę szminkę z 30% zniżką- to była ta promocja na początku roku. Ma piękny złoty blask a sama jest jakby koralowo/malinowa ciężko określić. Teraz jestem do niej przekonana, bo idealnie pasuje do zerowego makijażu na twarzy :D
2. Creme Cup (cremesheen)- Jasny róż, wcześniej myślałam, że idealny na zimę, ale zauważyłam, że sięgam po niego nawet teraz. Jest to też najbardziej zużyta przeze mnie szminka. Jej dni do odłożenia do akcji B2M są już policzone :D
3. Faux (satin)- tutaj jest taki mały problemik, każdy opisuje ten kolor inaczej... Dla mnie jest to brąz wymieszany z różanym kolorem. Jest to też dość znacznie zużyta prze zemnie szminka. Fajna na zimę, ale jak dla mnie nie na lato.
zgodnie z opisami zaczynamy od dołu idziemy do góry i zakręcamy :)
4. Speed Dial (cremesheen)- prezent od brata. Super róż, który mieści się gdzieś pomiędzy neonem a zgaszonym różem. Bardzo go lubię. Świetnie wygląda przy bladej cerze i zielonych oczach :)
5. Plink! (lustre)- rok temu we wrześniu mając wątpliwą przyjemność z bycia w sklepie MAC, próbowałam na ręku miliard kolorów szminek i stwierdziłam, że mój narzeczony podejmie decyzję. On lubi najlepiej jak nie mam nic na ustach albo coś neutralnego i dlatego wybrał Plink! Jest to idealny kolor+wykończenie kiedy nie mamy pojęcia co pasuje do naszego makijażu lub nie chcemy czegoś mego wyraźnego.
6. Amorous (satin)- to taka moja mała nagroda za egzamin magisterski :D Chciałam postawić na jagodowe usta, ale wiecie nie prawie czarne, bo jednak chciałam w takich ustach wyjść do ludzi hehe. Nawet co jest niesamowicie dziwne, spodobał mi się ten efekt tak bardzo, że chyba inni też to widzieli i dostawałam sporo komplementów.
L-R: Lip-blossum,Creme Cup, Faux, Speed Dial, Plink!, Amorous, Plumful, Peach Blossom, Sweetie, Pink Plaid, My Inner Femme,
7. Plumful (lustre)- to jest idealna opcja dla tych, którzy chcieliby poeksperymentować z jagodowymi odcieniami, ale się troszkę obawiają kub chcą stopniowo przyzwyczaić do koloru. Nie jest to opcja bardzo kryjąca więc można fajnie stopniować efekt. Bardzo lubię tę pomadkę.
8. Peach Blossom (cremesheen)- cudowny brzoskwiniowo-różowy kolor, dobry jako nudziak na lato. Ten kolor jak i Plumful kupiłam na Douglas z 30% zniżką, tą która była w tym roku w styczniu bodajże.
9. Pink Plaid (matte)- piękny zgaszony róż, bardzo trwałe wykończenie. Jakoś ostatnio rzadko po nią sięgałam i muszę to zmienić. Nie bardzo pasuje do brązowych makijaży, ale na pewno coś wymyślę.
10. Sweetie (lustre)- To jest taki kolor jak się nazywa :D Jest na prawdę słodki i pięknie się mieni na ustach. Nie wiem czy kupię ją ponownie mając Syrup i Sweetie.
L-R: Plink!, Syrup, Sweetie, Plumful
11. My Inner Femme (amplified)- zakochałam się w ciepłej czerwieni, która jest w palecie Mac Sophisticated i nazywa się True Red (amplified), ale chciałam mieć też coś bardziej mobilnego i w ten sposób po przeszukaniu całego internetu i swatchy skusiłam się na te pomadkę, a raczej dostałam ja na prezent od brata :D
12. Steady Going (retro matte)- bardzo trwałe wykończenie i bardziej żywy kolor w porównaniu z Pink Plaid. Wygląda trochę jak kolor ust barbie, ale to też zależy z czym ją się połączy i jak będzie wyglądała reszta makijażu
13. Flat Out Fabulous (retro matte)- pochodzi z zestawu Look in a Box Sultry Diva i na początku chciałam ja posłać w świat jednak coś mnie tknęło i nałożyłam ją na usta i czym dłużej przyglądałam się swojemu odbiciu to tym bardziej się do niej przekonywałam. Jest to bardzo wyrazisty kolor i pasuje do lekkiego makijażu oka. Dzięki formule utrzymuje się cały dzień.
Flat Out Fabulous
L-R: Cybernaut, Pure Zen, Tropic Tonic, Arrowhead, Whirl, Mehr, Velvet Teddy, Coral Bliss, Flamingo, Steady Going, Flat out Fabulous, Syrup
14. Flamingo (lustre)- Jak dla mnie to idealny kolor na lato, przezroczysty koralowy ocień raczej w kierunku różowego niż pomarańczu. Wyglądam w nim dobrze i tak też się czułam od 1 razu kiedy ją nałożyłam :)
15. Mehr (matte)- to jest dopiero zagadka. Na praktycznie wszystkich zdjęciach w internecie wyglądała jak kolor "mauve" jak to często słyszę na amerykańskich i brytyjskich kanałach na Youtube, czyli fiołkowy. Na żywo wygląda zupełnie inaczej. Trzeba uważać na swatche w necie... Mimo tego bardzo lubię ten kolor w tym wykończeniu, ale nie będę się nawet silić na opis koloru bo na prawdę nie wiem. Mając ją na ustach czuje się trochę jak kobiety z dawnych czasów ze zdjęć retro :)
L-R: Twig i Mehr
16. Velvet Teddy (matte)- to jest petarda. Byłam po prostu bardzo ciekawa tego koloru i tego jak będzie wyglądał na moich ustach, bo przecież taki jest nadal szał na ten kolor. To jest przepiękny kolor, nie żałuję zakupu, obecnie jedna z moich faworytek. Jest bardzo delikatny, jasny brąz pasujący to wielu makijaży do tego ta miła konsystencja. Matowe wykończenie nie wysusza ust.
Velvet Teddy
17. Syrup (lustre)- bardzo długo chciałam ją kupić i wiem, że z kilka lat temu bardzo dużo blogerek i youtuberek ją polecało. Super przezroczyste wykończenie i fioletowo-różowy odcień. Super kolor na dzień.
18. Coral Bliss (cremesheen)- Jest to jedna z tych szminek z których nie jestem zadowolona. O wiele ładniejszy odcień to Flamingo. Ten nie wiem jak to powiedzieć, po postu brzydko wygląda na ustach wpada w inny odcień niż myślałam. Kupiłam poprzez allegro więc ciężko było mi obejrzeć na żywo ten kolor. Na pewno się jej pozbędę.
L-R: Coral Bliss i Flamingo
19. Twig (satin)- niby ma to być zamiennik o innym wykończeniu szminki Mehr, jednak zdecydowania wolę tą drugą szminkę. Nie podoba mi się ten odcień, który na prawdę nie wiem jak opisać. Może przez to, że Mehr jest matowa wygląda lepiej? Sama nie wiem, jednak tej szminki pozbędę się na 100%.
20. Arrowhead (matte/limited)- jak to ktoś zgrabnie powiedział, ta szminka daje efekt korektora do ust :D Tak zgadzam się , że nałożona sama wygląda źle, jeśli jesteście bladymi osobami. Jednak ja kupiłam ją w celu rozjaśniania pomadek lub jako bazę pod inne pomadki. Pochodzi ona z kolekcji Vibe Tribe.
21. Tropic Tonic (matte)- spodziewałam się czegoś innego po swatchach w internecie, ale jak zwykle ludzie poprawiają zdjęcia przed wrzuceniem ich do internetu a potem komuś wydaje się kolor danej szminki zupełnie inny w realu od tego co widział online. Myślałam że będzie to typowy koral jednak jest to ciepły odcień czerwieni, taki trochę pomidorowy zmieszany z koralem,o ile to ma jakiś sens. Ku mojemu zdziwieniu teraz w lipcu i pod koniec czerwca często miałam ja na ustach.
22. Pure Zen (cremesheen)-Bardzo jasny kolor beżowy, ale pięknie wyglądający na ustach. Jest to idealna opcja do mocniejszych oczu czy smoky eye.
23. Whirl (matte/limited)- Oh My God... Nigdy bym nie pomyślała, że mogę tak dobrze wyglądać w ciemniejszym brązie niż karmel. Żałuję, że tak późno kupiłam ten odcień. Dodatkowym plusem jest opakowanie z limitowanej kolekcji. Moja szminka pochodzi z kolekcji Brooke Candy i dlatego ma inne opakowanie, ale sam kolor jest dostępny w permanentnej kolekcji.
L-R: Whirl i Velvet Teddy
24. Cybernaut (mineralize/limited)- to jest moja pierwsza szminka z tej serii i jestem pozytywnie nią zaskoczona. Jest miękka jak masełko i wygląda ślicznie na ustach. Pochodzi ona z limitowanej kolekcji Future. Jest to dobry kolor jako nude.
Jutro dodam więcej zdjęć szminek na ustach :)
Etykiety:
amorous,
arrowhead,
cybernaut,
faux,
flamingo,
flat out fabulous,
lip-blossum,
mac,
mehr,
my inner femme,
pink plaid,
plink!,
plumful,
pure zen,
speed dial,
steady going,
sweetie,
tropic tonic,
velvet teddy,
whirl
czwartek, 7 lipca 2016
Ulubieńcy Czerwca/ June's favourites
Cześć Wszystkim! Hi Everyone!
Dziś pokaże Wam 8 cudów świata....mojego świata. Są to kosmetyki, które jak zwykle świetnie sprawdzały się w zeszłym miesiącu i nie tylko.
Mac róż Margin, więcej o nim pisałam tutaj http://szkielkopisze.blogspot.com/2016/07/mac-moja-kolekcja-roze-my-mac.html
Świetny róż na lato, bardzo ładnie wygląda na opalonej skórze (u mnie opalonej sztucznie, bo nie opalam słońcem twarzy).
Orzeźwiający Balsam Po Opalaniu do Twarzy i Ciała. Wykorzystałam jego próbki 2 lata temu kiedy byłam nad morzem i mój narzeczony zasnął na słońcu... Nie muszę wspominać jakie były tego skutki. Wieczorem posmarowałam go tym balsamem modląc się o to żeby nazajutrz nie miał bąbli ani podrażnionej skóry. Ku mojemu zdziwieniu skóra była opalona i wykazywała zero negatywnych oznak opalania/poparzenia. W tym roku kupiłam 2 tubki i za każdym razem używam jej po opalaniu tak na wszelki wypadek nawet jak opalam się tylko godzinkę na balkonie.
Nuxe Zachwycający Krem do Opalania Twarzy SPF 30. Pomimo swojego dość wysokiego faktora nie wpływa źle na moja tłustą i trądzikową cerę. Moja twarz tez jakoś szczególnie po nim się nie świeci i nie oparzyłam jeszcze twarzy używając go. Z tego powodu trafił do ulubieńców.
La Roche Posay Kojący Podkład Korygujący SPF 25. Jest to jeden z wielu podkładów, które posiadam i które świetnie sprawdzają się do tłustej cery latem. Faktycznie ten podkład dobrze kryje krostki czy pryszcze, ale nie zapycha porów.
Dziś pokaże Wam 8 cudów świata....mojego świata. Są to kosmetyki, które jak zwykle świetnie sprawdzały się w zeszłym miesiącu i nie tylko.
Mac Szminka Tropic Tonic (matte). Idealny kolor na lato, taki pomidorowy. Dodatkowo pomadka jest długotrwała.
Eos balsam do ust Sweet Mint. Super balsam do ust o uroczym wyglądzie. Piękny zapach mięty oraz ciekawe uczucie chłodu na ustach po użyciu tego balsamu.
Świetny róż na lato, bardzo ładnie wygląda na opalonej skórze (u mnie opalonej sztucznie, bo nie opalam słońcem twarzy).
Estee Lauder Sensuous EDP. Cudowny zapach idealny na wieczór, bardzo długotrwały. Dodam szczerze, że bardzo podoba mi się flakon i te prążki z tyły flakoniku.... ach.... BTW mam w planach na lipiec stworzyć post o moim perfumach i tam pewnie pojawi się więcej informacji na temat każdego z ich.
Nuxe Suchy Olejek. Bardzo lubię używać go na ramiona i dekolt. W świetle słońca skóra wygląda bardzo apetycznie. dodatkowo pięknie pachnie.
Nuxe Zachwycający Krem do Opalania Twarzy SPF 30. Pomimo swojego dość wysokiego faktora nie wpływa źle na moja tłustą i trądzikową cerę. Moja twarz tez jakoś szczególnie po nim się nie świeci i nie oparzyłam jeszcze twarzy używając go. Z tego powodu trafił do ulubieńców.
La Roche Posay Kojący Podkład Korygujący SPF 25. Jest to jeden z wielu podkładów, które posiadam i które świetnie sprawdzają się do tłustej cery latem. Faktycznie ten podkład dobrze kryje krostki czy pryszcze, ale nie zapycha porów.
Sorki za przekręcone zdjęcia, nie mam bladego pojęcia dlaczego tak się porobiły :( A jacy są Wasi ulubieńcy? :)
Etykiety:
eos,
estee lauder,
huile prodigieuse,
la roche posay,
mac,
margin,
nuxe,
senusous,
sweet mint,
toleriane teint,
tropic tonic,
ulubieńcy
poniedziałek, 4 lipca 2016
Mac- moja kolekcja: Róże / My Mac Collection- Blushes
Cześć Wszystkim!Hi Everyone!
Rozpoczynam serię o moich kosmetykach z Maca i mam nadzieję, że komuś ona pomorze wybrać coś w sklepie lub wręcz zniechęcić kogoś do niepotrzebnego wydania pieniędzy. Moja przygoda z tą firmą zaczęła się w styczniu 2015 roku i nieprzerwanie trwa do dziś. Muszę przyznać, że trochę tego mam...."no coś Ty!" zdaje się mi mówić mój mózg, bo chyba jeszcze jakiś tam mam :D
Dziś będą róże.
Moim pierwszym kupionym różem był róż legenda, czyli Well Dressed (Satin). Niektórzy odradzali mi jego kupno ponieważ twierdzili, że w ogóle go na twarzy nie widać. Ja na co dzień jestem dość bladą osobą (NC 15) i u mnie ten róż sprawdza się rewelacyjnie. Jak dla mnie jest to jesienno-zimowy róż. Raczej nie używam go latem. Nie wiem dlaczego. Jest to jeden z tych produktów, w którym widać zużycie choć nadal nie dotknęłam dna i to jest także ten produkt, który kupię ponownie.
W zeszłym roku latem kupiłam róż w brązowym odcieniu jako, że lubię latem bardziej brązowawe róże. Słyszałam wtedy o uniwersalnym odcieniu Harmony, jednak ciągle na stronie MACa był wykupiony i wtedy zdecydowałam się na Prism (Matte). Jest to matowy brąz, wyglądający trochę jak kakao. Jest to świetna opcja zarówno do używania jako brązer jak i puder do konturowania.
Jesienią natomiast zakupiłam róż, który jest szczerze mówiąc mało zimowy. Był nim Peaches (Sheertone). Od kiedy go kupiłam nie dosyć, że zakochałam się w odcieniu to jeszcze w wykończeniu które jak dla mnie jest fenomenem. Jest to idealne wykończenie dla tych, którzy lubią stopniować ilość różu na policzkach. Wygląd w opakowaniu może mylić, bo wygląda w nim na ostry pomarańcz, ale w rzeczywistości nie jest neonowy :)
Petal Power (Mineralize) to mój pierwszy mineralny róż. Jeszcze w starym opakowaniu bo odkupiony od blogerki z jej wyprzedaży kosmetyków. Na ręku wygląda podobnie do Springsheen jednak bardziej wpada w róż i ma więcej złotego połysku. Jest to świetny róż do lekkiego makijażu, kiedy ani nie chcemy akcentu na oczy ani na usta.
Mocha (Matte) to zgaszony, różany kolor, świetny na co dzień, jeśli nie mamy pojęcia, który róż nałożyć. Dodatkowo jest on matowy więc nie musimy się martwić o ewentualne błyszczenie. Dla mnie jest to kolor na cały rok.
Spellbinder (Satin) oraz Cheek Pollen (Satin) to róże z limitowanej edycji Fairy Whispers. Wiedziałam, że zamówię puder w kolorze Sparkling Rose tylko nie wiedziałam, który róż mam wybrać. W końcu stwierdziłam, że mam urodziny i raz kozie śmierć. Kupiłam więc oba plus ten puder. Jestem z nich bardzo zadowolona. Mają to samo wykończenie, czyli mat z poświatą lekką. Jak dla mnie jest to bardzo eleganckie wykończenie. Spellbinder to świetny róż na wiosnę jak i lato, świeży koralowy odcień z przewagą pomarańczu a Cheek Pollen to karmel z błyszczącym wykończeniem. Nie nadaje się ze względu na wykończenie jako puder do konturowania, ale różem jest świetnym.
Fuji (Satin) to maluszek bo ma zaledwie 2.8 g gdzie pozostałe róże mają 6 g a te z serii Mineralize 3.2 g przy wielkościowo porównywalnych rozmiarach. Jest to limitowany róż z zestawu Look in a Box Sweet Miss. Piękny, zimny róż, świetnie pasuje do zielonych oczu. Dla mnie ideał na jesień/zimę.
Przez Allegro odkupiłam róż Tenderling (Sheertone). Wcześniej jakoś nie słyszałam o tym różu a jest on bardzo uniwersalny. Tak jak Peaches można go budować na twarzy, ma piękny beżowo-brązowy odcień. Słyszałam też, że nie którzy używają go do lekkiego konturowania, szczególnie u posiadaczek bladej cery. Na pewno kupię go ponownie jak tylko się skończy.
Margin (Frost) jest różem, obok którego chodziłam bardzo długo. Raz myślałam, że jest ok potem, że będzie za ciemny. Potem stwierdziłam, że ryzyk fizyk- biorę. Muszę stwierdzić jedno nie zawiodłam się. Jest to idealny róż na lato, na słoneczne dni, dla tych, którzy lubią, gdy ich róż jet widoczny. Karmel z bardzo widoczną poświatą złotą. Czego chcieć więcej.
Just a Wisp (Mineralize) jest przepięknym różem, który idealnie sprawdzi się u bardzo bladych cer lub jako różowy rozświetlacz. Jest bardzo drobno zmielony i bardzo wydajny.
Z kolekcji Future kupiłam róż z serii Mineralize o nazwie Ray Beam. Jest to nowość chyba w MACu jak i u mnie, bo jest to róż wypiekany, ale nie jest błyszczący. wiele osób kupiło Cosmic Force, jednak według mnie jest on fajny lecz zbyt podobny to tego co już mam. Idealny kolor na co dzień tak na lato jak i zimę. Tak jak wszystkie róże MAC a już w szczególności te Mineralize jest on mega wydajny i starczy na wieki.
Moim najnowszym nabytkiem jest Springsheen (Sheertone Shimmer). Kupiony z 20% obniżką w Douglasie. Podobno jego zamiennikiem jest Orgasm z Narsa. Tego 2 na pewno nie kupię, bo nie lubię parabenów w kosmetykach. Jest to piękny różowo-koralowy odcień ze złotą poświatą- coś pięknego. Super komponuje się ze szminką Lip-blossum.
Posiadam również 2 róże w palecie Look In A Box Sophisticated i są to Linda oraz Simply Bliss. Gdybym mogła je dorwać osobno to na pewno bym je kupiła. Są to świetne róże. Paletę pokazywałam już na blogu więc nie będę się powtarzać.
Zapraszam już za tydzień na następną część serii. Co to będzie to zdradzę już niedługo :)
Jeśli macie pytania co do tego posta to piszcie w komentarzach.
Rozpoczynam serię o moich kosmetykach z Maca i mam nadzieję, że komuś ona pomorze wybrać coś w sklepie lub wręcz zniechęcić kogoś do niepotrzebnego wydania pieniędzy. Moja przygoda z tą firmą zaczęła się w styczniu 2015 roku i nieprzerwanie trwa do dziś. Muszę przyznać, że trochę tego mam...."no coś Ty!" zdaje się mi mówić mój mózg, bo chyba jeszcze jakiś tam mam :D
Dziś będą róże.
Moim pierwszym kupionym różem był róż legenda, czyli Well Dressed (Satin). Niektórzy odradzali mi jego kupno ponieważ twierdzili, że w ogóle go na twarzy nie widać. Ja na co dzień jestem dość bladą osobą (NC 15) i u mnie ten róż sprawdza się rewelacyjnie. Jak dla mnie jest to jesienno-zimowy róż. Raczej nie używam go latem. Nie wiem dlaczego. Jest to jeden z tych produktów, w którym widać zużycie choć nadal nie dotknęłam dna i to jest także ten produkt, który kupię ponownie.
W zeszłym roku latem kupiłam róż w brązowym odcieniu jako, że lubię latem bardziej brązowawe róże. Słyszałam wtedy o uniwersalnym odcieniu Harmony, jednak ciągle na stronie MACa był wykupiony i wtedy zdecydowałam się na Prism (Matte). Jest to matowy brąz, wyglądający trochę jak kakao. Jest to świetna opcja zarówno do używania jako brązer jak i puder do konturowania.
L-R top: Just a Wisp, Well Dressed, Fuji oraz Mocha
L-R bottom: Cheek Pollen, Prism, Tenderling oraz Margin
Jesienią natomiast zakupiłam róż, który jest szczerze mówiąc mało zimowy. Był nim Peaches (Sheertone). Od kiedy go kupiłam nie dosyć, że zakochałam się w odcieniu to jeszcze w wykończeniu które jak dla mnie jest fenomenem. Jest to idealne wykończenie dla tych, którzy lubią stopniować ilość różu na policzkach. Wygląd w opakowaniu może mylić, bo wygląda w nim na ostry pomarańcz, ale w rzeczywistości nie jest neonowy :)
Petal Power (Mineralize) to mój pierwszy mineralny róż. Jeszcze w starym opakowaniu bo odkupiony od blogerki z jej wyprzedaży kosmetyków. Na ręku wygląda podobnie do Springsheen jednak bardziej wpada w róż i ma więcej złotego połysku. Jest to świetny róż do lekkiego makijażu, kiedy ani nie chcemy akcentu na oczy ani na usta.
L-R: Petal Power, Spellbinder, Peaches, Springsheen oraz Ray Beam.
Mocha (Matte) to zgaszony, różany kolor, świetny na co dzień, jeśli nie mamy pojęcia, który róż nałożyć. Dodatkowo jest on matowy więc nie musimy się martwić o ewentualne błyszczenie. Dla mnie jest to kolor na cały rok.
Spellbinder (Satin) oraz Cheek Pollen (Satin) to róże z limitowanej edycji Fairy Whispers. Wiedziałam, że zamówię puder w kolorze Sparkling Rose tylko nie wiedziałam, który róż mam wybrać. W końcu stwierdziłam, że mam urodziny i raz kozie śmierć. Kupiłam więc oba plus ten puder. Jestem z nich bardzo zadowolona. Mają to samo wykończenie, czyli mat z poświatą lekką. Jak dla mnie jest to bardzo eleganckie wykończenie. Spellbinder to świetny róż na wiosnę jak i lato, świeży koralowy odcień z przewagą pomarańczu a Cheek Pollen to karmel z błyszczącym wykończeniem. Nie nadaje się ze względu na wykończenie jako puder do konturowania, ale różem jest świetnym.
L-R: Mocha, Fuji, Well Dressed oraz Just a Wisp
Fuji (Satin) to maluszek bo ma zaledwie 2.8 g gdzie pozostałe róże mają 6 g a te z serii Mineralize 3.2 g przy wielkościowo porównywalnych rozmiarach. Jest to limitowany róż z zestawu Look in a Box Sweet Miss. Piękny, zimny róż, świetnie pasuje do zielonych oczu. Dla mnie ideał na jesień/zimę.
L-R: Tenderling, Prism, Cheek Pollen oraz Margin
Just a Wisp (Mineralize) jest przepięknym różem, który idealnie sprawdzi się u bardzo bladych cer lub jako różowy rozświetlacz. Jest bardzo drobno zmielony i bardzo wydajny.
L-R: Ray Beam, Peaches, Springsheen, Spellbinder oraz Petal Power
Z kolekcji Future kupiłam róż z serii Mineralize o nazwie Ray Beam. Jest to nowość chyba w MACu jak i u mnie, bo jest to róż wypiekany, ale nie jest błyszczący. wiele osób kupiło Cosmic Force, jednak według mnie jest on fajny lecz zbyt podobny to tego co już mam. Idealny kolor na co dzień tak na lato jak i zimę. Tak jak wszystkie róże MAC a już w szczególności te Mineralize jest on mega wydajny i starczy na wieki.
Moim najnowszym nabytkiem jest Springsheen (Sheertone Shimmer). Kupiony z 20% obniżką w Douglasie. Podobno jego zamiennikiem jest Orgasm z Narsa. Tego 2 na pewno nie kupię, bo nie lubię parabenów w kosmetykach. Jest to piękny różowo-koralowy odcień ze złotą poświatą- coś pięknego. Super komponuje się ze szminką Lip-blossum.
2 produkty w środku to Gleamtones Powder w odcieniu Dunes at Dusk oraz Mineralize Skinfinish w odcieniu Otherearthly. obydwa pochodzą z limitowanych tegorocznych kolekcji. Również używam ich jako róży lub rozświetlaczy a nawet cieni. Takie uniwersalne produkty.
Posiadam również 2 róże w palecie Look In A Box Sophisticated i są to Linda oraz Simply Bliss. Gdybym mogła je dorwać osobno to na pewno bym je kupiła. Są to świetne róże. Paletę pokazywałam już na blogu więc nie będę się powtarzać.
Zapraszam już za tydzień na następną część serii. Co to będzie to zdradzę już niedługo :)
Jeśli macie pytania co do tego posta to piszcie w komentarzach.
Etykiety:
fuji,
just a wisp,
linda,
mac,
mocha,
peaches,
petal power,
prism,
ray beam,
róż do policzków,
simply bliss,
springsheen,
tenderling,
well dressed
piątek, 24 czerwca 2016
NARS- niewypał / NARS- fail
Cześć Wszystkim! Hi Everyone!
Dziś tylko krótka wypowiem się na temat mojego 1 podejścia do marki NARS.
Na kilka dni przed ogłoszeniem, że ta marki pojawi się w Polsce w Sephorze we wrześniu tego roku, kupiłam przez internet oryginalny róż tej firmy o nazwie Taos. Jak dobrze wiecie lub nie, ja nie używam kosmetyków z parabenami. Byłam święcie przekonana, że w tak drogim produkcie firmy tak znanej na świecie nie będzie parabenów. Jakież było moje zdziwienie, kiedy na kartoniku przeczytałam skład i 2 pozycje, którymi są parabeny: metylparaben i propylparaben. Swojego czasu dość dużo czytałam w internecie publikacji oraz artykułów na temat szkodliwości parabenów lub ich braku i postanowiłam, że strzeżonego Pan Bóg strzeże i tym konserwantom podziękowałam. Oczywiście ktoś powie, przecież możesz zwrócić produkt. Wszystko fajnie, tylko byłabym stratna kilkanaście złotych za przesyłkę kurierem do mnie oraz musiałabym zapłacić za wysyłkę z powrotem do siedziby firmy, od której ten róż kupiłam. Co daje razem ok. 1/3 wartości produktu :/
Swoja drogą zastanawiające jest to, że firmy które sprzedają tańsze produkty makijażowe są w stanie zawrzeć w opisie produktu jego pełny skład, a NARS nie. Czytałam także na ich stronie oficjalną wypowiedź na temat stosowania parabenów i jakoś mnie ona nie przekonała. Oczywiście jakby ktoś pytał to sławny na całym świecie róż Orgasm również ma paraben/parabeny. Coś czuje, że jak już firma wejdzie do Polski to za dużo produktów nie kupię...
Dziś tylko krótka wypowiem się na temat mojego 1 podejścia do marki NARS.
Na kilka dni przed ogłoszeniem, że ta marki pojawi się w Polsce w Sephorze we wrześniu tego roku, kupiłam przez internet oryginalny róż tej firmy o nazwie Taos. Jak dobrze wiecie lub nie, ja nie używam kosmetyków z parabenami. Byłam święcie przekonana, że w tak drogim produkcie firmy tak znanej na świecie nie będzie parabenów. Jakież było moje zdziwienie, kiedy na kartoniku przeczytałam skład i 2 pozycje, którymi są parabeny: metylparaben i propylparaben. Swojego czasu dość dużo czytałam w internecie publikacji oraz artykułów na temat szkodliwości parabenów lub ich braku i postanowiłam, że strzeżonego Pan Bóg strzeże i tym konserwantom podziękowałam. Oczywiście ktoś powie, przecież możesz zwrócić produkt. Wszystko fajnie, tylko byłabym stratna kilkanaście złotych za przesyłkę kurierem do mnie oraz musiałabym zapłacić za wysyłkę z powrotem do siedziby firmy, od której ten róż kupiłam. Co daje razem ok. 1/3 wartości produktu :/
Swoja drogą zastanawiające jest to, że firmy które sprzedają tańsze produkty makijażowe są w stanie zawrzeć w opisie produktu jego pełny skład, a NARS nie. Czytałam także na ich stronie oficjalną wypowiedź na temat stosowania parabenów i jakoś mnie ona nie przekonała. Oczywiście jakby ktoś pytał to sławny na całym świecie róż Orgasm również ma paraben/parabeny. Coś czuje, że jak już firma wejdzie do Polski to za dużo produktów nie kupię...
poniedziałek, 20 czerwca 2016
Jakie książki polecam- książki po polsku / Books that I recommend- books in Polish- part 1
Cześć Wszystkim!Hi Everyone!
Dziś będzie książkowo. Niedługo pojawią się następne posty o książkach, ale tym razem już tych wydanych w języku angielskim. Zamierzam przeplatać posty, żeby każdy znalazł coś dla siebie.
Nie wiem jak Wy, ale ja bardzo lubię czytać biografie, dokumenty oraz powieści. Jeśli chodzi o ostatnią pozycje, to pewnie część z Was będzie zawiedziona, ponieważ ja nie czytam powieści science fiction, fantasy jak i thrillerów, horrorów oraz kryminałów.
"Historia Kotów" autorstwa Madeline Swan.
ilość stron- 263- potem są opisy miłośników jak i wrogów kotów.
Kto jest kociarą ręka do góry! W tym roku planuję przeprowadzkę, jeśli mi plan z tym wypali to będę mogła mieć kota co jest moim odwiecznym marzeniem. Na razie pozostają mi tylko książki o kotach...
Ta pozycja jest świetna dla osób, które chcą dowiedzieć się jakie znaczenie miał kot domowy na przestrzeni setek lat historii świata. Przed przeczytaniem tej książki myślałam, że sporo już wiem na ten temat jednak okazało się, że mam braki i to jakie. Losy posiadaczy przesłodkich łapek przeplatają się tutaj z różnymi wydarzeniami historycznymi. Raz koty były uwielbiane raz wręcz odwrotnie. Postaciami są tutaj pisarze, aktorzy, reżyserzy oraz politycy i wiele innych osób, które w jakiś sposób były związane z kotami.
Książkę czytało się szybko i łatwo co jest fajne podczas wyjazdów czy relaksu na słońcu. Osobiście czytam takie lajtowe książki jak i poważną literaturę lub klasyki. To zależy od mojego humoru.
Możliwe, że w lato (dziś jest pierwszy dzień lata :)) tego typu post będzie pojawiał się raz na tydzień. A Wy czytaliście tę pozycję?
Dziś będzie książkowo. Niedługo pojawią się następne posty o książkach, ale tym razem już tych wydanych w języku angielskim. Zamierzam przeplatać posty, żeby każdy znalazł coś dla siebie.
Nie wiem jak Wy, ale ja bardzo lubię czytać biografie, dokumenty oraz powieści. Jeśli chodzi o ostatnią pozycje, to pewnie część z Was będzie zawiedziona, ponieważ ja nie czytam powieści science fiction, fantasy jak i thrillerów, horrorów oraz kryminałów.
"Historia Kotów" autorstwa Madeline Swan.
ilość stron- 263- potem są opisy miłośników jak i wrogów kotów.
Kto jest kociarą ręka do góry! W tym roku planuję przeprowadzkę, jeśli mi plan z tym wypali to będę mogła mieć kota co jest moim odwiecznym marzeniem. Na razie pozostają mi tylko książki o kotach...
Ta pozycja jest świetna dla osób, które chcą dowiedzieć się jakie znaczenie miał kot domowy na przestrzeni setek lat historii świata. Przed przeczytaniem tej książki myślałam, że sporo już wiem na ten temat jednak okazało się, że mam braki i to jakie. Losy posiadaczy przesłodkich łapek przeplatają się tutaj z różnymi wydarzeniami historycznymi. Raz koty były uwielbiane raz wręcz odwrotnie. Postaciami są tutaj pisarze, aktorzy, reżyserzy oraz politycy i wiele innych osób, które w jakiś sposób były związane z kotami.
Książkę czytało się szybko i łatwo co jest fajne podczas wyjazdów czy relaksu na słońcu. Osobiście czytam takie lajtowe książki jak i poważną literaturę lub klasyki. To zależy od mojego humoru.
Możliwe, że w lato (dziś jest pierwszy dzień lata :)) tego typu post będzie pojawiał się raz na tydzień. A Wy czytaliście tę pozycję?
Etykiety:
book review,
historia kotów,
madeline swan,
recenzje książek
piątek, 10 czerwca 2016
Week check 26
Cześć Wszystkim!Hi Everyone!
Ostatnio taki wpis był chyba z 2 miesiące temu...:( Na pewno to nadrobię :)

A tutaj wersja sorbet z mango, bo nie mogę spożywać laktozy :/ **** Moje 1 jajeczko z EOS wersja Sweet Mint, czyli słodka mięta.
Ostatnio taki wpis był chyba z 2 miesiące temu...:( Na pewno to nadrobię :)
Pizza made by mama <3 dla mnie koniecznie z brokułem
Osobiście wybrałam lemurzą mamę z dzieckiem, ale najchętniej wzięłabym wszystkie. Na zdjęciu ułożone, żeby było je lepiej widać :)
Koszulka z Taniej Książki, która robi furorę :)

Zdjęcia z Restauracji oraz holu w hotelu w Płocku jeszcze z majówki :)
Pyszota pizza z pizza hut i lemoniada arbuzowa :)
Moje ulubione pismo kulinarne :)
Zakręcone lody. Kupione z Toruniu w galerii Copernicus, Coś niesamowitego nazywają się chyba IC Rolls. Tutaj rafaello z malinami.
A tutaj wersja sorbet z mango, bo nie mogę spożywać laktozy :/ **** Moje 1 jajeczko z EOS wersja Sweet Mint, czyli słodka mięta.
Miszcz 2 planu :D
Najnowsze zdobycze do testów, czyli podkład Clarins Ever Matte w kolorze 105 oraz Clarins BB Skin Detox Fluid w odcieniu 00. Jak na razie jestem bardzo zadowolona.
Etykiety:
week check 26
niedziela, 5 czerwca 2016
Ulubieńcy Maja/ May's favourites
Cześć Wszystkim!Hi Everyone!
I już po maju...Za to mam dla Was moich ulubieńców poprzedniego miesiąca. Jak zwykle nie mogę się ograniczyć do mniejszej iloci. Po prostu pokazuje wszystko to co zawładnęło moim sercem ostatnio.
Clarins Everlasting Foundation + odcień 103 Ivory.
Bardzo chciałam wypróbować go już dawno. Przy zakupie innych produktów w Douglasie poprosiłam o próbkę tego podkładu. Zakochałam się w nim. Szkoda było mi tylko wydawać tyle kasy na niego. Na szczęście jest internet. Odkupiłam ten podkład za połowę ceny od dziewczyny/kobiety, która użyła go raz. To się nazywa okazja. Podkład bardzo ładnie pachnie, nie zapycha porów ani ich nie podkreśla oraz ma duże krycie co przy mojej trądzikowej i tłustej cerze jest kluczowe.
Mac Studio Careblend Pressed w odcieniu Light. Posiadam Studio Fix oraz Blot Powder, wiec myślałam, że Studio Careblend nie jest mi do szczęścia potrzebny. Myliłam się i to bardzo. Z tego miejsca osobom , które borykają się z trądzikiem, mogę polecić ten puder. On sprawia, że wszelkie niedoskonałości, w tym pryszcze, stają się optycznie mniej widoczne. Nie wiem jak on to robi, ale na prawdę tak jest.
MAC Róż w odcieniu Tenderling o wykończeniu Sheertone.
Kupiony również poprzez Allegro od kogoś komu był on zbędny. dodałam go do koszyka bo skoro kupiłam już 3 produkty od jednego sprzedawcy to ten 4 różnicy dużej nie zrobi. Ku mojemu zaskoczeniu róż jest fantastyczny! Jaśniutki brąz wygląda pięknie ze szminką Whirl. Można go budować tak jak każdy róż o wykończeniu Sheertone.
Mac Glemtones powder w odcieniu Dunes at Dusk z limitowanej kolekcji Vibe Tribe. Widząc zapowiedzi tej kolekcji, wiedziałam, że muszę mieć ten kosmetyk. Nie miałam możliwości "pomacać" go przed zakupem, ale jak zawsze oglądałam filmy i czytałam osty u zagranicznych blogerek i to mi pomogło w podjęciu decyzji. Można mieszać 4 kolory na raz można tylko 2 lub 3 albo używać każdego odcienia pojedynczo jako rozświetlacz lub cień do powiek. Nie żałuję zakupu :)
Sephora PRO Smoky crease 31 pędzel do blendowania. Koszt w perfumerii bez zniżki o zgrozo 79 zł, jednak jeśli czytacie mojego bloga to z okazji promocji 40% w Sephorze zrobiłam post o polecanych produktach z tej marki i tam też pisałam o tym pędzlu. Po rabacie zapłaciłam za niego 47,40 zł. Jest fajny bo długi i najlepiej używać go, w moim przypadku, do załamanie powieki, ponieważ tu spisuje się świetnie. Do tej pory nie zgubił ani jednego włosa i świetnie się pierze.
MAC 3 szinki:Whirl (matte) z kolekcji Brooke Candy, Pure Zen (cremesheen), Velvet Teddy (matte). Az 3 tak wiem straciłam zmysły, ale cóz poradze na to, że wszystkie trzy sprawowały mi się świetnie podczas tego ostatniego miesiąca. Nad Whirl zastanawiałam się długo, myślałam, że będzie jednak dla mnie za ciemna.n Traf chciał i przez internet odkupiłam ją za 50 zł z przesyłką, a trzeba pamiętać, że limitowane szminki w specjalnych opakowaniach, są droższe. Jeśli tylko mam ostatnio na sobie ciemniejszy makijaż w brązach to nakładam tę szminkę właśnie i przy bladej cerze spisuje się świetnie.Pure Zen to idealny nudziak całoroczny, na ustach wygląda szykowanie i klasycznie. Velvet Teddy to idealne rozwiązanie na dzień również na lato do brązowych makijaży, ale jet jednak jaśniejszy od Whirl.
Sephora Brow Thickener w odcieniu 03 brunette. Również pisałam o nim w tekście o tym co kupić w Sephorze. Spośród 3 produktów do brwi, które posiadam, tym operuje się najłatwiej. Co więcej umiejętne jego stosowanie sprawia, że brwi nadal wyglądają naturalnie, co jak dla mnie jest niezwykle istotne.
Hakuro pędzel H65. przez to, że jest z włosia syntetycznego mniej wchłania produktu, więc więcej zostaje go do zużycia. Nie wiem dlaczego dopiero teraz go odkryłam. Zakupiłam go na promocji w sklepie Ladymakeup.
Mac lakier w odcieniu Soiree (pearl). Lubię go stosować jako swojego rodzaju ozdobę do paznokci i robić nim wzorki lub malować nim tylko paznokcie przy serdecznych palcach. Piękny odcień coś w rodzaju rose gold. Zakupiony w Douglasie ze zniżką 20%.
Avon woda perfumowana Today Tomorrow Always AMOUR 30 ml. Świetny zapach taki typowo wiosenny, trochę kojarzy mi się ze ślubami :D Jak każde perfumy z tej firmy nie są wydajne, ale przynajmniej nie kosztują fortuny. Ten zapach jest idealny na co dzień, lub kiedy boli mnie głowa i większość zapachów mnie drażni.
I to już wszystko na dziś. Czy któryś z moich ulubieńców jest też i Waszym? :)
I już po maju...Za to mam dla Was moich ulubieńców poprzedniego miesiąca. Jak zwykle nie mogę się ograniczyć do mniejszej iloci. Po prostu pokazuje wszystko to co zawładnęło moim sercem ostatnio.
Clarins Everlasting Foundation + odcień 103 Ivory.
Bardzo chciałam wypróbować go już dawno. Przy zakupie innych produktów w Douglasie poprosiłam o próbkę tego podkładu. Zakochałam się w nim. Szkoda było mi tylko wydawać tyle kasy na niego. Na szczęście jest internet. Odkupiłam ten podkład za połowę ceny od dziewczyny/kobiety, która użyła go raz. To się nazywa okazja. Podkład bardzo ładnie pachnie, nie zapycha porów ani ich nie podkreśla oraz ma duże krycie co przy mojej trądzikowej i tłustej cerze jest kluczowe.
MAC Róż w odcieniu Tenderling o wykończeniu Sheertone.
Kupiony również poprzez Allegro od kogoś komu był on zbędny. dodałam go do koszyka bo skoro kupiłam już 3 produkty od jednego sprzedawcy to ten 4 różnicy dużej nie zrobi. Ku mojemu zaskoczeniu róż jest fantastyczny! Jaśniutki brąz wygląda pięknie ze szminką Whirl. Można go budować tak jak każdy róż o wykończeniu Sheertone.
Mac Glemtones powder w odcieniu Dunes at Dusk z limitowanej kolekcji Vibe Tribe. Widząc zapowiedzi tej kolekcji, wiedziałam, że muszę mieć ten kosmetyk. Nie miałam możliwości "pomacać" go przed zakupem, ale jak zawsze oglądałam filmy i czytałam osty u zagranicznych blogerek i to mi pomogło w podjęciu decyzji. Można mieszać 4 kolory na raz można tylko 2 lub 3 albo używać każdego odcienia pojedynczo jako rozświetlacz lub cień do powiek. Nie żałuję zakupu :)
Sephora PRO Smoky crease 31 pędzel do blendowania. Koszt w perfumerii bez zniżki o zgrozo 79 zł, jednak jeśli czytacie mojego bloga to z okazji promocji 40% w Sephorze zrobiłam post o polecanych produktach z tej marki i tam też pisałam o tym pędzlu. Po rabacie zapłaciłam za niego 47,40 zł. Jest fajny bo długi i najlepiej używać go, w moim przypadku, do załamanie powieki, ponieważ tu spisuje się świetnie. Do tej pory nie zgubił ani jednego włosa i świetnie się pierze.
MAC 3 szinki:Whirl (matte) z kolekcji Brooke Candy, Pure Zen (cremesheen), Velvet Teddy (matte). Az 3 tak wiem straciłam zmysły, ale cóz poradze na to, że wszystkie trzy sprawowały mi się świetnie podczas tego ostatniego miesiąca. Nad Whirl zastanawiałam się długo, myślałam, że będzie jednak dla mnie za ciemna.n Traf chciał i przez internet odkupiłam ją za 50 zł z przesyłką, a trzeba pamiętać, że limitowane szminki w specjalnych opakowaniach, są droższe. Jeśli tylko mam ostatnio na sobie ciemniejszy makijaż w brązach to nakładam tę szminkę właśnie i przy bladej cerze spisuje się świetnie.Pure Zen to idealny nudziak całoroczny, na ustach wygląda szykowanie i klasycznie. Velvet Teddy to idealne rozwiązanie na dzień również na lato do brązowych makijaży, ale jet jednak jaśniejszy od Whirl.
Sephora Brow Thickener w odcieniu 03 brunette. Również pisałam o nim w tekście o tym co kupić w Sephorze. Spośród 3 produktów do brwi, które posiadam, tym operuje się najłatwiej. Co więcej umiejętne jego stosowanie sprawia, że brwi nadal wyglądają naturalnie, co jak dla mnie jest niezwykle istotne.
Hakuro pędzel H65. przez to, że jest z włosia syntetycznego mniej wchłania produktu, więc więcej zostaje go do zużycia. Nie wiem dlaczego dopiero teraz go odkryłam. Zakupiłam go na promocji w sklepie Ladymakeup.
specjalnie dałam zdjęcie brudasków, żeby było widoczne jak się brudzą i jak mało produktu na nich zostaje.
Mac lakier w odcieniu Soiree (pearl). Lubię go stosować jako swojego rodzaju ozdobę do paznokci i robić nim wzorki lub malować nim tylko paznokcie przy serdecznych palcach. Piękny odcień coś w rodzaju rose gold. Zakupiony w Douglasie ze zniżką 20%.
Avon woda perfumowana Today Tomorrow Always AMOUR 30 ml. Świetny zapach taki typowo wiosenny, trochę kojarzy mi się ze ślubami :D Jak każde perfumy z tej firmy nie są wydajne, ale przynajmniej nie kosztują fortuny. Ten zapach jest idealny na co dzień, lub kiedy boli mnie głowa i większość zapachów mnie drażni.
Mac Fluidline w kolorze Dip Down. Ciemnobrązowy eyeliner, idealny na okres letni dla mnie lub dla blondynek na cały rok. Nie odbija się na powiece i jest długotrwały, przy czym nie robi problemów przy demakijażu. To jest według mnie najlepszy typ eyelinerów, czyli w słoiczku i z Maca :) Posiadam również 2 inne kolory i tak samo je lubię.
I to już wszystko na dziś. Czy któryś z moich ulubieńców jest też i Waszym? :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)